Mam ochotę uciec. Zapakować dzieciarnię do auta i jak śpiewała Rodowiczka, patrzeć jak wszystko zostaje w tyle. Pewnie to skutek ukąszenia konsumpcjonizmem. Kiedyś szaraki jak ja, nie miały takich zachcianek. Jeszcze do niedawna starsi ludzie mawiali: a co się będę tam pchał? A bo mi tu źle?
Trzeba docenić tego zapoznanego benedyktyńskiego ducha przywiązania do miejsca, nieszukania nieba bardziej niebieskiego. Być może to klucz do szczęścia – cieszyć się tu i teraz. Być może ta nasza podróżnicza pasja tak naprawdę odkrywa pustkę i gonitwę za wiatrem.
Tak czy owak, i tak bym zwiał, nic na to nie poradzę, gdziekolwiek, byle inaczej gadali, byle doświadczyć zmiany. Od czasu komuny nie czułem się tak bardzo zapuszkowany. Błądząc palcem po mapie i szukając miejsc, gdzie można pojechać bez większego wysiłku, na szybko, łącząc podróż z maksymalną dawką przeżyć winiarskich i kulinarnych, we łbie jak neon daje mi po oczach duszy wielki napis: Alzacja. Wszystko przez ostatnio odkrytego geniusza z Wolxheim - Mattieu Zoellera, który pokazał mi region na nowo.
Alzacja ma w sobie ten niezwykły sznyt różnorodności budującej tożsamość. Francja i Niemcy to dwa kulturowe, językowe i mentalne światy, które zdają się wykluczać. Tam tworzą spójną rzeczywistość, jednym z jej fenomenów jest kuchnia i wino.
Kuchnię zostawmy - quiche, choucroutte, gęsie wątróbki i kougelhopf to tematy fascynujące, nie starczyłoby jednak szpalty. Wino. Podobnie jak w Niemczech, dominują białe - Riesling, Sylvaner, PInot Gris, Muscat, Gewurztraminer. Z czerwonych, niepodzielnie króluje Pinot Noir. I tu i tam sporo jest win operujących słodyczą, jedni i drudzy, szczególnie gdy chodzi o wina jakościowe, preferują te jednoszczepowe.
A jednak! Mimo że dzieli je tak niewiele, Riesling z Alzacji i ten z Palatynatu to dwie opowieści. Jeszcze do niedawna, różnica zasadzała się najpierw na słodyczy. Rieslingi alzackie były zdecydowanie bardziej wytrawne. Niemcy przeszły jednak winiarską rewolucję i również u nich wytrawność to trzon peletonu. Tymczasem, niezmiennie, Rieslinga z Alzacji odróżnisz od niemieckiego jak blondyna od rudego, jak pulchnego od chuderlaka. To ostatnie porównanie jest o tyle na miejscu, że Alzatczycy faktycznie produkują wina bardziej krągłe, tłuste, intensywniejsze aromatem, strukturą i alkoholem. Może to czasem powodować pewną ociężałość, brak strzelistości najlepszej Mozeli i polotu Rheingau. Jeśli jednak ta rustykalna oleistość, zagra z mineralnością i obroni wielowymiarowość, może być prawdziwie absolutnym doznaniem winiarskim.
Nie bez kozery pomyślałem o Alzacji przed Wielkanocą. Umówmy się, to będzie wielkie żarcie. Zwykle tym się kończy, teraz, zamknięci w domach zdajemy się być na to skazani. Wyrok niewątpliwie pozwolą nam znieść lepiej właśnie alzackie biele. Są stworzone do szynki, kiełbasy, pasztetów, dadzą też radę słodkościom, zwłaszcza tym, które grają nutą orzechową i karmelową. Tak, tak dobrze kombinujecie - mazurki! Jeśli więc nie możemy zapakować auta i kopnąć się do Alzacji, zróbmy sobie Alzację w domach. Ostatecznie podróżowanie kieliszkiem po mapie to najprostszy sposób odkrywania nowych światów - nawet jeśli nie wychodzą one poza obręb naszej jadalni.
Kiedyś na pewno uda nam się wyrwać. Usiąść w Weinstubie przy kieliszku Pinot Noira, zagryzać flammekuche i patrzeć wesoło w oczy współbiesiadnikom. Bez maseczek i dystansu. Wielkanoc to święta o wyjściu z ciemności i nocy. Wstańcie, chodźmy!
Wina od Maison Zoeller: